Z tomu "Skrzydła samotności"
nawet kropli światła nie ma za oknem
tylko beczka czarnego prochu
gotowa wybuchnąć o świcie
zegar popędza motyle
samotnych godzin
osiadające pyłem na meblach
zmęczone żeglowaniem
na stole spoczywają dłonie-
w zaułku wiersza
* * *
przestali wierzyć w Ciebie
dlatego nie wierzą innym
ani sobie
nie spodziewając się niczego dobrego
z trudem dźwigają teraźniejszość
i nie zauważają szczęścia
chociaż ono codziennie
szepce im do ucha
Oto
jestem
myśleli, że w Emaus
znajdą azyl
a tam
odnaleźli Ciebie
i wszystko zaczęło się
od początku
siadasz przy mnie
patrzysz mi w oczy
i rozumiesz wszystko
jak słowa niewypowiedziane
nawet po czterdziestu ośmiu latach
trudno Ci odciąć
pępowinę
pozostaw po sobie
choć jedną polną kapliczkę
niech modli się za ciebie
we dnie i w nocy
pozostaw po sobie
choć jedno drzewo
zostaniesz w falowaniu liści
pozostaw po sobie
choć jeden sen
może się ziści
* * *
bratu Leonardowi – Kamedule
przez wiele lat pracowałem przy pszczołach
teraz jestem zbyt słaby
żeby dźwigać kilogramy
spróchniałą starość podpieram laską
i wytartymi koralikami różańca
niebieski paszport mam już gotowy
czekam tylko na przydział wizy
na ostatni pobór
wzrusza mnie twoja gotowość
odejścia
w Wieczność
trzy drewniane belki pod sufitem
niedoskonały obraz Trójcy Przenajświętszej
która codziennie dźwiga
ogrom Kosmosu
* * *
drzewa
nie potrafią się obronić
zasłaniają się bezradnością pieśni
zielonym milczeniem
pozostaje po nich migotanie liści
i westchnienie
Boga
poczekajcie na mnie
żurawie dzikie gęsi bociany
zabierzcie mnie do przytulniejszych krain