Strona Główna > Artykuły i eseje > ZACHWYT W POEZJI – ZACHWYT POEZJĄ
11.10.2009 Wacław Buryła

ZACHWYT W POEZJI – ZACHWYT POEZJĄ

Esej napisany do almanachu "Czułe miejsce"

„Zapisz tę porę, zapisz,

Bo zaraz ją utracisz.

Pozbieraj ją, pozbieraj,

Jak umiesz, jak potrafisz.”

                        (Jerzy Liebert – Przed domem jarzębina)

            Jakże ważne przesłanie przekazuje nam poeta w tych prostych słowach. Jakby przypominał czy podpowiadał jedną z najważniejszych prawd bez której nie da się sensownie, mądrze i pięknie zbudować życia. Jakże często zapominamy, że żyjemy w świecie, który jest ulotny, kruchy, chwilowy. Żyjemy wśród ludzi, którzy są ulotni, krusi, chwilowi. Co więcej: sami jesteśmy ulotni.

            A przecież nie chcemy być ulotni. Nie chcemy zniknąć bez śladu. Nie chcemy, aby nasze życie przeszło bez echa. Dlatego robimy wiele przedziwnych rzeczy m.in. budujemy stadiony i autostrady, wielkie centra handlowe i pomniki, ale też piszemy wiersze, tworzymy poezję, jakbyśmy chcieli stworzyć swój własny świat, świat, który nie przeminie. Jakbyśmy chcieli zdobyć, zbudować nieśmiertelność.

           

„Jak garncarz garnki,

stolarz stoły

poeta buduje przestrzenie.

Aby stół nie kończył się nagłą krawędzią,

garnek tępym dnem.

Aby w palcach wieczny głód,

w stopach pragnienie skrzydeł.

Mówi:

nie wciskaj garnka na oczy,

nie chowaj się pod stół.

I wyprowadza z parnej kuchni.

Rzecz w tym – mówi –

abyśmy nawet rozkładając ręce

stykali się czubkami palców.

Poeta buduje przestrzenie:

Jesteśmy – mówi –

równoległą

do nieskończoności.”

                        (Zbigniew Jankowski – Poetyka)

            Poeci umierają, kolejno przechodzą przez bramę śmierci. Takie jest prawo życia i nikt tego nie zmieni - nikt nie ominie bramy śmierci. Poeci umierają, ale poezja nie umiera. W wierszach nadal żyją miejsca, sytuacje, osoby, które kiedyś były częścią czyjegoś życia. W wierszach nadal szumią drzewa, które już dawno przestały być częścią krajobrazu. W wierszach nadal żyją ci, którym kiedyś ktoś spoglądał w oczy, nadal słychać echo dawnych, ważnych rozmów. Wiersze nadal są pełne tych, których już nie ma.

przywraca życie zmarłym

siadają z nami za stołem

piją herbatę

patrzą w oczy

zwyczajni

zupełnie jak żywi

Trzymamy ich za rękę

i jesteśmy

nieziemsko

szczęśliwi”

                        (Ludmiła Marjańska – Wiersz jak sen)

            Człowiek nosi w sobie pragnienie nieskończoności. Ważne jest to, że nie jest to pragnienie, wymysł, działanie jednego, pojedynczego człowieka, jakaś chwilowa fantazja. Takie pragnienie, takie przeczucie, nosi w sobie wielu tych, którzy sami ze sobą walczą o kształt, o zawartość słowa. Im nie trzeba tłumaczyć, że uczestniczą w czymś niepowtarzalnym, w czymś ważnym, w czymś, co przerasta materię i czas.

„To wiatr wieczny z Ciebie wiejący

Przypadł ku nam i o nas zaczepił,

Wywiał język słowem naglącym

I język ze słowem nam zlepił.

Drogi Tobie ten szum, szelest piersi,

Boś Ty sam w bryłę gliny dmuchał –

To nieprawda, byś Ty poetów

Nie kochał, ich słów nie słuchał.

Skądże słowo tak biegnie do dźwięku,

Gdy go inne po imieniu zowie,

Jakiż płomień świeci nad ziemią,

Że tak widno w sercu i słowie.

Czemu wciąż się ocieram o wieczność

Jak o domu mojego ścianę –

Toś Ty chyba zamieszkał we mnie:

Śpiewa słowo jak ptak przed Panem.

Ty sam dwoisz ten dar i mnożysz,

Sam wywiewasz z nas mgłę i ogień,

Świat widzimy na dłoni bożej,

Cud w nas samych dzieje się co dzień.

Dmuchaj w piersi, a z Twojej ręki

Niech nam płynie na płuca oliwa.

Od słowa ciemnego chroń nas,

Od słowa ciemnego wybaw!”

                        (Jerzy Liebert – Poeci)

            Poeta dobrze wie, że nie chodzi tylko o dekoracje, o coś, co nie ma większego znaczenia. Poeta wie, że pisanie wiersza to sięganie do korzeni, powrót do Słowa, które było na początku (por. J. 1, 1). Poeta wie, że tworzenie poezji to wychodzenie poza czas, poza przestrzeń, poza życie i poza śmierć.

„gdy górskie krajobrazy poślubią morską ciszę

pocznie się żywe słowo w łanie zbóż szumiących

wtedy wiersz dla mej nieśmiertelnej ojczyzny napiszę

chlebem pachnący

będzie w nim jasno jak w morskich przeźroczach

jak w polodowcowej dolinie zielono

od gór do morza strumieniem się stoczy

przez kraju łono

będzie w nim radość z czasu okiełznania

jakby ktoś na historię zarzucił uprzęże

z tym wierszem pójdę na śmierci spotkanie

i śmierć zwyciężę”

                        (Salomea Kapuścińska – Wiersz)

            Poezja jest miejscem zmagania się  światła z ciemnością, prawdy z kłamstwem, miłości z nienawiścią, doczesności z nieśmiertelnością. Poezja jest miejscem szczególnym, gdzie w zwyczajności dzieje się nadzwyczajność, gdzie to, co zwyczajne staje się wyjątkowe, ważne, jedyne. Bo poezja rodzi się z zachwytu, a ten zaczyna się od miłości. Nic wic dziwnego, że wiersz musi boleć. Może nie tego, który będzie go czytał, ale tego, który go tworzy.

„Musi być cierpienie i miłość,

żeby napisać wiersz.

Moje miłe, moje miłe, moja miła,

ty wiesz:

to jest trudniej niż dziecko urodzić w męce,

od całego świata się odgrodzić

i serce mieć w ręce,

żeby wycisnąć z niego tę kroplę goryczy,

którą czuję...

Śpij, moja miła, niczego sobie nie życzę,

niczego nie potrzebuję.”

                        (Władysław Broniewski – O pisaniu wierszy)

            Poezja to nieustanne zmaganie. Bo wiersz, poezja to nieustanna walka o prawdę, to nieustanne poszukiwanie tej prawdy, ciągły głód, który nie pozwala poecie zadowolić się doczesnością, wygodną stabilizacją. Gdyby poeta był apostołem kłamstwa, wtedy jego poezja stałaby się jednym, wielkim nonsensem, nie byłaby nikomu potrzebna. Mieczysław Jastrun pisze o tym w wierszu „Poezja i prawda”:

„Poezja, aby była sobą,

Musi dialog toczyć z prawdą,

A może jedną jest osobą,

Piękną i nieco starodawną.

Nie jest dla tych, co myśleć nie chcą

(dla nich gotowe słońca dnieją)

I nie poddaje się pochlebcom,

I nie wybacza kaznodziejom.

Ty, co mnie dzisiaj sądzisz lekko

Wzruszeniem pobłażliwym ramion,

Nie wiesz, że jak kamienne wieko

Ciążą mi słowa, które kłamią.

Dla ciebie jestem zawsze niżej

Od tych, którzy przede mną byli.

Nie wiesz, że stopy moje liże

Burzliwa fala każdej chwili.

Ja znam taką okrutną tkliwość,

Która nie żąda wzajemności,

I niecierpliwą sprawiedliwość,

I pieśń, co w wielu czasach gości.

Z naszych uczynków, słów, uchybień

Przyszłość spisuje już protokół.

Ani to deszczu tekst na szybie,

Ani to cienie od obłoków.

I ona powie: „W noc i we dnie

Byłam przy tobie, wiem, co boli,

Znałam przed laty twą tragedię,

Dramat rozumu i niewoli.

Wiem, żeś odebrał ciężkie rany

W serce podczas straszliwej wojny,

Na krew plakatów stu skazany,

Żywy, do końca myślą wolny.

Głos twój z początku nie słyszany,

Choć później wyszedł z tłumu cieni,

Znów w głuchych uszach zakopany

Był jak podziemnych nurt strumieni.

Błądziłeś, wiele zawiniłeś,

Lecz się płomieniem czystym mieni

Twe słowo, które znało miłość

I było – jak stos Ifigenii.”

            Poeta ma świadomość, że to, co robi, przerasta ciasne ramy jego codzienności, wykracza poza  osobisty, maleńki świat i tak, jak kamień, gdy zostaje wrzucony do wody, burzy jej spokojną taflę, tworzy kręgi, które będą dotykać odległych brzegów, tak i jego poezja pójdzie do ludzi, pójdzie do świata, jakby pozostawi go samego. Poeta ma świadomość misji, ważności sprawy, której służy. I może właśnie stąd czerpie siły do zmagania ze słowem. I może właśnie stąd czerpie siły potrzebne do zmagania ze światem.

„Chciałbym ten wiersz jak frędzlę przybić do bucika

Jak motyla kokardy rozpiąć na szkatule

Jak szpilkę do krawata wbić w niemodny węzeł

Jak obrożę wenecką zacisnąć na szyi

Bo cóż jest wiersz jeśli nie ozdobą

Będącą znakiem śmiertelnych zapasów

Tego co jest odwieczne z tym co jest chwilowe

Znikomej perły z odwiecznym atłasem”

                        (Jarosław Iwaszkiewicz – Wiersz)

            Bycie poetą to bycie pewnego rodzaju prorokiem. Ta funkcja nie jest zbytnio bezpieczna. Prorok jakże często musiał stawać przeciw wszystkim, musiał coś przypominać, o coś się upominać, musiał co nieco wytknąć. A to mogło się nie podobać. I zazwyczaj się nie podobało. Ale poeta – tak jak prorok - nie ma wyboru. Albo podejmie to wyzwanie, albo sprzeniewierzy się swojej godności.

„Moje życie podobne lustru,

w którym zły przegląda się los:

każde prawo i każdy ustrój

w całopalny rzuca mnie stos.

Ty, poezjo, pierwsza wznieć iskrę

i na skrzydłach mnie nieś, a nieś,

bo z popiołów wzleci Feniksem

buntownicza i gniewna pieśń.

Potępiony w niebie i w piekle,

słyszę tylko, kiedy mnie zwiesz,

i nie rzucam za siebie przekleństw,

tylko rzucam przed siebie wiersz.

Wiele razy los mnie oszukał,

ale tyś najwierniejsza z gwiazd,

całe życie płynę i szukam

w oceanie ludzi i miast,

całe życie jestem na froncie,

Ikarowy zacząwszy lot,

jak samolot z tych nieb mnie strącisz,

żebym spadł jak miażdżący młot,

żebym runął sercem płonącym,

jak przedwiecznej legendy ptak:

obietnica umierającym,

a walczącym – bojowy znak.”

                        (Władysław Broniewski – Do poezji)

            Poeta ma przeczucie, że robi rzeczy wielkie, jakby stwarza nowe „światy”, wyciska głęboki „ślad”, ale jednocześnie patrząc na to wszystko oczami zmysłów zadziwia się, bo nie widzi niczego nadzwyczajnego, bo po raz kolejny odnajduje tylko zwyczajną, niby szarą codzienność. Tak trudno uwierzyć, że w tej małości może się kryć jakaś wielkość. Tak trudno uwierzyć, ze w tej zwyczajności może się kryć jakaś nadzwyczajność. Ks. Janusz St. Pasierb wyraził to zadziwienie w wierszu “Słowo”:

„okaleczonym językiem

obracam rozżarzony węgiel

przytrzymuję wargami

żeby nie upadł na ziemię

nie zrozumiem nigdy

jak z tego bełkotu

z świadectwa kaleki

ludzie mogą czerpać

coś

co im pozwala

żyć

cierpieć

umierać”

            Ta świadomość jest ważna. Poeta musi mieć świadomość ważności i nadzwyczajności swoich działań, które mimo, że często odbywają się w czterech ścianach mieszkania, wykraczają poza jego obręb, wchodzą w wielką historię. Tutaj warto byłoby przypomnieć sobie działanie Boga opisane na pierwszych kartach Biblii, w Księdze Rodzaju. Bóg powołał do życia najpiękniejszy z możliwych światów, cudowny Kosmos, w którego centrum w pewnym momencie pojawił się człowiek. I podobnie ma być z poezją. W jej środku, w jej „sercu” także musi pojawić się człowiek. Poeta nie żyje dla siebie. Poeta nie pisze dla siebie. Tak jak piekarz nie piecze chleba tylko dla siebie. Dlatego poeta stwierdza:

„poeta jest twoim nieznośnym bratem

który – kiedy biegniesz – mówi

zatrzymaj się obejrzyj

obejrzyj się

obejrzyj siebie

zobacz kwitnący biało oleander

powąchaj liść orzecha

dotknij jakie chłodne uszy ma jamnik

spojrzyj światu w oczy

dokonaj koniecznych doświadczeń

nie wystarczy o nich przeczytać

kiedy stoisz w miejscu

poeta każe ci biegnąć

gdy milczysz każe ci krzyczeć

z radości czy bólu

nazywa co jest w tobie

przywraca niezbędne złudzenia

bierze cię za rękę

jak anioł świętego Piotra

i wyprowadza z więzienia

czujesz jak drży mu ręka

kiedy ci szepce do ucha

jesteś wolny nie bój się idź”

                        (ks. Janusz St. Pasierb – poeta jest twoim bratem)

            Prawdziwy poeta ma świadomość odpowiedzialności: nie tylko za siebie, ale także za innych, szczególnie za tych, którzy będą „jedli chleb” jego poezji. Nie wolno żyć tylko dla siebie. I nie wolno pisać wierszy tylko dla siebie. Bo któregoś dnia ktoś może wyciągnąć po nie ręce. Bo któregoś dnia ktoś może je „zjeść”, uczynić swoimi. Człowiek, który zapala światło musi wiedzieć, że ktoś może to światło zauważyć, że kogoś to światło może poprowadzić. A wtedy nie może to być wędrowanie donikąd. O tej ogromnej odpowiedzialności mówi m.in. ks. Janusz St. Pasierb w wierszu „do młodego poety”:

„skoro się decydujesz w ten sposób układać słowa

wystrzegaj się dobrych rad korzystaj ze złych doświadczeń

najpierw zastanów się grubo przed pierwszą linijką

bowiem przekraczasz granicę i już nie będzie powrotu

trudno jest to powiedzieć: opuści cię anioł Poezji

towarzyszący młodości jak Rafał idący z Tobiaszem

coś w nas umiera gdy poezja staje się profesją

Zostaniesz sam z całym światem i z kartką papieru

swojskie od dawna słowa wydadzą się obce

są starsze od ciebie doświadczysz że żyją osobno

poczujesz zębami ich twardość i nieustępliwość

tylko te najbiedniejsze zużyte ze szczętem

wyzbyte dumy będą się łasiły

strzeż się słów pięknych od wielkiego dzwonu

te mówią więcej co głucho zaciskają zęby

ustawiając je bacz by nie brzmiały jak dawne zaklęcia

Poczucie miary i wagi ma dziś znaczenie dosłowne

piszmy na miarę tego co dźwigamy

Do szafy wstaw koturny na kołku powieś wieniec

podejmij skromną służbę

Poezja twoja może być lusterkiem

latarką kieszonkową podręcznym atlasem

książką do nabożeństwa jeżeliś wierzący

dla kogoś kto samotny może się okaże

błyskiem przyjaznej dłoni zza firanki”

            We współczesnym świecie istnieje mnóstwo zła – w przeróżnej postaci. Tego zła doświadczamy wszyscy, często się na nim potykamy, ono nas dotyka, kaleczy, niekiedy nawet zabija. Tego zła doświadcza także poeta. To właśnie on ma szczególny obowiązek, aby z tym złem walczyć, aby tego zła nie popierać, nie mnożyć. Jakże często staje on wobec tego zła jak Don Kichot, kiedy musi skonfrontować swoje marzenia z rzeczywistością jakże daleką od marzeń, próbując pokonać to zło poezją, która wcale nie jest przejawem jego bezradności. Poeta wie, że słowo ma w sobie siłę, którą trzeba wydobyć, której trzeba użyć.

„Zawsze tęskniłem do formy bardziej pojemnej,

która nie byłaby zanadto poezją ani zanadto prozą

i pozwoliłaby się porozumieć nie narażając nikogo,

autora ni czytelnika, na męki wyższego rzędu.

W samej istocie poezji jest coś nieprzystojnego:

powstaje z nas rzecz, o której nie wiedzieliśmy, ze w nas jest,

więc mrugamy oczami, jakby wyskoczył z nas tygrys

i stał w świetle, ogonem bijąc się po bokach.

Dlatego słusznie się mówi, że dyktuje poezję dajmonion,

choć przesadza się utrzymując, że jest na pewno aniołem.

Trudno pojąć skąd się bierze ta duma poetów

jeżeli wstyd im nieraz, że widać ich słabość.

Jaki rozumny człowiek zechce być państwem demonów,

które rządzą się w nim jak u siebie, przemawiają mnóstwem języków,

a jakby nie dosyć im było skraść jego usta i rękę,

próbują dla swojej wygody zmieniać jego los?

Ponieważ co chorobliwie jest dzisiaj cenione,

ktoś może myśleć, że tylko żartuję

albo że wynalazłem jeszcze jeden sposób,

żeby wychwalać Sztukę z pomocą ironii.

Był czas, kiedy czytano tylko mądre książki

pomagające znosić ból oraz nieszczęście.

To jednak nie to samo co zaglądać w tysiąc

dzieł pochodzących prosto z psychiatrycznej kliniki.

A przecie świat jest inny niż się nam wydaje

i my jesteśmy inni niż w naszym bredzeniu.

Ludzie więc zachowują milczącą uczciwość,

tak zyskując szacunek krewnych i sąsiadów.

Ten pożytek z poezji, że nam przypomina

jak trudno jest pozostać tą samą osobą,

bo dom nasz jest otwarty, we drzwiach nie ma klucza,

a niewidzialni goście wchodzą i wychodzą.

Co tutaj opowiadam, poezją, zgoda, nie jest.

Bo wiersze wolno pisać rzadko i niechętnie,

pod nieznośnym przymusem i tylko z nadzieją,

że dobre, nie złe duchy, mają w nas instrument.”

                        (Czesław Miłosz – Ars poetica?)

            Poeta żyje wśród ludzi, dlatego ich życie nie może być mu obojętne. Wiersze też żyją wśród ludzi, dlatego ich „twarz”, ich „kształt” wcale nie są obojętne, nieważne. Wręcz przeciwnie. Bo od nich dużo (nawet bardzo) zależy. Tak często są ziarnem, które przynosi konkretne owoce.

„Jak wiatr drążący ciemne wnętrze świata,

niech twoje słowo przedrze się przez ptaka.

Niech niebo niesie, niech go nie zdobywa.

Jak ptak, co upadł i rozrzucił pióra,

niech twoje oczy czułość w sobie mają –

bo to nieprawda – c z l o w i e k  p o g r z e b a n y.

Idzie kobieta – ty wtedy plecami

nie chciej zasłaniać jej blasku księżyca,

by nie potknęła się – by nie upadła...

A klęskę podnoś, jak się wznosi chmura

czarna od deszczu – a jednak wysoka –

Słońce przychodzi – później to wysycha”

                        (Zbigniew Jerzyna – Do poety)

            Dlatego poeta stawia pytania. Dlatego szuka na nie odpowiedzi. Bo poezja jest rozmową: rozmową ze światem, z Bogiem, z człowiekiem, z samym sobą. Dzięki tej rozmowie życie napełnia się sensem. A tylko ten odnaleziony sens może jakoś poetę uspokoić, wyciszyć, uradować.

„Jak długo poeta powinien pozostawać

w podziemiach wierszy

tak długo Tak długo aż

wydobędzie światło  z ciemności

wyciśnie ją Odsączy Zgniecie

i wytoczą się krople białego światła

jak kryształ Jak łzy

światło to miało wydobyć z mroku

sens tego Czego nie można było znaleźć

na półkuli jasnej

w świecie spraw skończonych

Bez pytań Z wytyczonymi drogami

od narodzin do śmierci

oto i mała

wielkość poezji

krople światła

wyciśnięte z ciemności”

                        (Roman Śliwonik – cykl: W podziemiach wierszy)

            Poezja ma być odnajdywaniem pereł. Człowiek, który znalazł ewangeliczną prawdę, zrobił potem wszystko, aby ją zdobyć, aby stała się już na zawsze jego perłą. I właśnie to samo czyni poeta. Trzeba zejść głęboko do własnej duszy, aby dogrzebać się do pereł. Bo tworzenie prawdziwej poezji nie jest wędrowaniem po powierzchni, ale schodzeniem w najtajniejsze głębie.

„W podziemiach wierszy

toczy się spór

między codziennością spraw

a wiarą poety w sens

toczy się spór

Co ujawnić Co skryć Co wyznać

A co zakopać w ciemności jeszcze głębiej

czy forma Fasada

ma nęcić

czy ornament będzie kusił

czy obrzydzał

toczy się spór

czy być w wierszu słowem nagim

otwartym I bezwstydnie prawdziwym

czy ukryć nasz wstyd

wspólny

ułomności Klęsk

słabości I zbrodni

popełnionych w rojeniach

o myśleniu podłym

o kalectwie Myśli Kalectwie słowa

i jest to wszystko

w wielkiej samotności naszej

kiedy stoimy w nocnej wielkiej przestrzeni

naprzeciw Boga

prosząc o zesłanie wiary

tak pełnej

że mogłaby przynieść ulgę”

                        (Roman Śliwonik – cykl: W podziemiach wierszy)

            Te duchowe rozterki, wahania, nie omijają nawet najwybitniejszych poetów, którzy zostali uhonorowani Nagrodą Nobla. Ci poeci także nie są wolni od pytań. Oni dobrze wiedzą, że poezja jest czymś najbardziej osobistym, wstydliwym, jest jakby publicznym obnażeniem się, publiczną spowiedzią. O tych rozterkach tak wyraźnie i mocno pisze Czesław Miłosz w wierszu, czy może bardziej rozważaniu „O byciu poetą”:

„Poezja jest sprawą wstydliwą, ponieważ poczyna się za blisko

czynności, które noszą nazwę intymnych.

Poezji nie da się oddzielić od świadomości własnego ciała. Szybuje

ponad nim, niematerialna, a zarazem uwiązana i jest powodem do

zawstydzenia, ponieważ udaje przynależność do oddzielnej

strefy, ducha.

Wstydziłem się, że jestem poetą, tak jakbym, rozebrany, obnosił

publicznie cielesny defekt. Zazdrościłem ludziom, którzy wierszy nie

piszą i których dlatego zaliczałem do normalnych, w czym zresztą się

myliłem, bo na tę nazwę zasługuje niewielu.

Następuje w akcie pisania szczególne przekształcenie danych

bezpośrednich, by tak rzec, świadomości jako czucia siebie od

środka, na wyobrażenie innych takich samych osobników, tak samo od

środka siebie czujących, dzięki czemu mogę pisać o nich, nie tylko o

sobie.

(...)

Poezja i wszelka sztuka jest skazą i przypomina ludzkim

społeczeństwom, że nie jesteśmy zdrowi, choćby trudno nam było do

tego się przyznać.

(...)

Poeta jako dziecko wśród dorosłych. Wie, że jest dziecinny i musi bez

ustanku udawać swój udział w działaniach i obyczajach dorosłych.

(...)

Żeby coś zrobić, trzeba całkowicie oddać się temu, tak bardzo, że bliźni

nie mogą sobie nawet takiej wyłączności wyobrazić.”

            W życiu towarzyszą nam słowa: dziesiątki, setki, tysiące słów. Wiele z nich to zwyczajne maski, dekoracje, jakby słowny makijaż, swoista zasłona dymna. W poezji nie ma miejsca na takie słowa. Poezja musi być prawdziwa od początku do końca, niekiedy aż do bólu. Tam, gdzie nie ma już miejsca dla prawdy, tam nie będzie też poezji. Bo poezja to coś więcej niż słowa. Bo poezja to obnażanie siebie. Bo poezja to spowiedź.

„proszę

zostań przy mnie

nocna burzo wiersza

podpal mózg gwiazdami

i niechaj się spełnia

to co niewidzialne

a krążące we krwi

to co najbłahsze

a nie wzgardzone

to co okiełznane

a już wyzwolone

to co przemilczane

w codziennym chaosie

proszę

zostań przy mnie

nocna burzo wiersza

niczym pierwsza spowiedź

dziecięca

najszczersza”

                        (Salomea Kapuścińska – Wiersz)

            Nie da się być poetą tylko na chwilę. Poezję nosi się w sobie. Ona rodzi się w człowieku, w nim dojrzewa. Ona wypełnia człowieka po brzegi. Poezja rodzi się w życiu, ale wtedy także życie staje się poezją. Bo jest częścią tej samej miłości, tego samego zachwytu. A ten – jeżeli jest w człowieku – nie gaśnie nigdy.

„Zostać tutaj I pisać

myśleć Przeżywać Zachować wzruszenie

pisać Jakby

lekko oddychać

jakby marzenie nad piękną wodą

niosło w obłokach słowa nieznane

które się spełnią Sklarują w wierszu

komuś na dłonie opadną

światłem lub dźwiękiem

i ktoś będzie wiedział że to dar

że czasem coś niosą dalekie przestrzenie

coś staje cicho obok nas

przez chwilę jest Trwa

a z sobą przynosi

nieokreślony żal

żeby ktoś zagrał w wysokim zmierzchu

i żeby do końca już tak grał”

                        (Roman Śliwonik – Żeby do końca)

            Ludzie współcześni są bardzo konkretni, praktyczni, matematyczni. Pytają: Po co mi to?...Co z tego będę miał?...Jaki to ma sens?...

            A zatem pytają też o poezję i poetów.

Muszą uwierzyć, że poezja nie jest tylko marnowaniem czasu. Muszą uwierzyć, że poezja to odkrywanie nowych światów, a może tylko wejście na chwilę lub na kilka chwil do zaczarowanego ogrodu, gdzie wszystko pachnie rajem, gdzie ludzie nie tylko wyglądają na ludzi, ale mają także ludzkie twarze i odruchy. Ludzie współcześni muszą dotknąć poezji, muszą „dotknąć” poety. Aby się rozkochać. Aby uczestniczyć w czyimś zachwycie. Aby nauczyć się tego zachwytu. Dzięki temu życie stanie się nie tylko piękne, ale także „smaczne”. Ludzie współcześni powinni zrozumieć, ze nie da się żyć tylko prozą życia, że potrzebna jest jakaś dawka poezji. Aby Ziemia nie przestała być planetą ludzi. Aby ludzie nie zatracili ludzkiego oblicza, głębi, wrażliwości, „podskórnego” piękna.

„co będzie

kiedy umrą poeci

czy nie będzie to początek

końca świata

bo świat mogą uratować

tylko poeci

i dzieci”

                        (Wacław Buryła ks. – co będzie kiedy umrą poeci)

            Myślę, że nie ma żadnej przesady w tych słowach. Ludzie, którzy żyją tylko ciałem, stają się niebezpieczni, gdyż ograniczają się tylko do instynktów i popędów. A przecież człowiek posiada jeszcze duszę, coś, co go wyróżnia spośród innych stworzeń, ów Obraz i Podobieństwo o którym mówi Biblia. I w tym jest jego wielkość. Dlatego „nie samym chlebem żyje człowiek”.

            Edyta Geppert na jednej z płyt (chyba „Pytania do księżyca”) śpiewa „Balladę o poetach”. Polskie słowa tej piosenki napisali: Łucja Matulewicz-Gazda i Marek Dagnan. W tej piosence ta wybitna artystka wyśpiewała niemal wszystko:

„Poeci nie zjawiają się przypadkiem

Z niebieskich do nas przybywają stron

Na zawsze niezgłębioną jest zagadką

Dlaczego z nami los swój dzielić chcą

W źrenicach tych posłańców prosto z nieba

Istnienia smutek i marzenia blask

W chaosie ziemskich spraw ich serca wiecznie płoną dając znak

Tym którzy zbłądzili we mgle.

Odchodzą tak jak przyszli niespodzianie

Zbyt szybko wypełniają się ich dni

I znów na długo zostajemy sami

Być może trochę lepsi dzięki nim

Samotni, zagubieni w naszym świecie

Tak jakby niepotrzebni byli już

Odchodzą komedianci, muzykanci i poeci

Sternicy zagubionych naszych dusz.

Ich pieśni ptaki w lasach wciąż śpiewają

I wieniec ziół rozsiewa po nich wiatr

Odchodzą stąd, lecz nie, nie umierają

Sumieniem naszym niespokojnym są.

A kiedy mój czas także się wyczerpie

Poproszę cicho już ostatkiem tchu

Daj Boże proszę daj nadziei choć iskierkę

Że i ja też nie przypadkiem byłam tu.”

            Nie ma przypadkowego świata. Nie ma przypadkowych ludzi. Wszyscy jesteśmy częścią tej samej całości, tego samego Kosmosu. Wszyscy żyjemy po to, aby odkrywać Tajemnicę, którą poeta próbuje odkrywać i ukonkretniać w swoich wierszach. Ta Tajemnica do końca pozostanie Tajemnicą. Ale ważne jest owo poszukiwanie, dążenie, pragnienie. Bo w tym jest sens. Bo dzięki temu życie ma cel, nie jest ślepą ulicą, nie jest wędrowaniem donikąd.

„Boskie w człowieku jest tylko sumienie

jedyny łącznik z duchem Absolutu

lecz i tego nawet nie możemy wiedzieć

to co absolutne przerasta nasz rozum

i niech nikt nie głosi prawdy ostatecznej

i niech nikt nie zmusza pić z jednego źródła

jedną wiązką światła przenikać Wszechistność

Tyle w nas dobra i człowieczej nuty

ile sumienia miłości i ciszy

i tyle mroku ile w nich ciemności

Błogosławione jest przyjście Człowieka

i błogosławiony powrót w Tajemnicę

która wszystko kończy nic nie unicestwia

Jeśli ocaliłeś choć jedno sumienie

nie przeklinaj życia nie bluźnij odejściu

świat nie jest Piekłem choć mości Zło w sobie

w wiecznym Bogu śmierci żyje Bóg narodzin

spełnia się czas dany wkracza absolutny

Istotę Bytu kryje Niewiadome

Jeśli potępicie pójdę ścieżką obok

jeśli zwątpicie poniesiecie w sobie

moje zwątpienie jeśli uwierzycie

wesprzecie nadzieją tych którzy szukają

Ostateczności nie ma i nie będzie

to co Ostateczne w Nieostateczności

kryje Tajemnica Niepoznawalnego

                                                                       (Jan Górec-Rosiński – Sacrum)

            Poeta jest jak dziecko. Ma w sobie ciekawość świata. Ta ciekawość nie pozwala mu zatrzymać się w drodze. Poeta ciągle będzie próbował otwierać kolejne drzwi, aby odkrywać kolejne pokłady Tajemnicy.

            Może więc warto wybrać się w tę podróż razem z nim?...Będzie to najbardziej fascynująca podróż. Będzie to podróż do Źródła.

Milicz. 01-06.VIII.2009.

           

           

           

           

           

           

           

           

           

                       

           

 

           

           

           

Jerzy Liebert – Pisma zebrane, t.1; Biblioteka „Więzi”; Warszawa 1976)

Zbigniew JankowskiPsałerz bałtycki. Wiersze wybrane i nowe; Ossolineum 1974.

Ludmiła Marjańska – Żywica; Warszawa 2001.

Jerzy Liebert – Pisma zebrane, t. 1; Biblioteka „Więzi”; Warszawa 1976.

Salomea Kapuścińska – Dzban ognia, Ossolineum 1981.

Władysław Broniewski – Wiersze; Białystok 1993.

Mieczysław Jastrun – Z innego świata światło; Poznań 1987.

Jarosław Iwaszkiewicz – Wiersze; Toruń 2000.

Władysław Broniewski – Wiersze; Białystok 1993.

Janusz St. Pasierb – Rzeczy ostatnie i inne wiersze; Pelplin 2001.

Janusz St. Pasierb – Liturgia serca; Warszawa 2002.

Tamże.

Czesław Miłosz – Antologia osobista. Wiersze, poematy, przekłady; Kraków 1998.

Zbigniew Jerzyna – Wiersze wybrane; Warszawa 1980.

Roman Śliwonik – Dom z wierszy; Toruń 2006.

Tamże

Zeszyty Literackie; nr 5/2005.

Salomea Kapuścińska – Natura płomienia; Ossolineum 1982.

Roman Śliwonik – Dom z wierszy; Toruń 2006.

Wacław Buryła ks. – Dogonić światło; Bytom 2008.

Serdeczne strofy. Pokłosie I, II i III Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „O ludzką twarz człowieka”; Kraków 1999.

Jan Górec-Rosiński – Przychodzący. Sacrum et Profanum. Poezje i traktaty; Bydgoszcz 1997.